ania otworzyła oczy i podniosła rękę, cącoronić wzrok przed wsodzącym słońcem.
ociaż nie zawsze ętnie wstawała do szkoły,
dzisiaj zrobiła to wyjątkowo ooczo.
Przy śniadaniu pospieszała mamę, cąc szybciej wyjść z domu. Jej udy jak
szczypiorek piesek arlieyba wyczuwał radosny nastrój swojej pani gdyż
radośnie asał po domu jak mały uragan. Był to szczególny dzień. Razem z drużyną
zuów z arcerstwaania wybierała się dzisiaj do zoo.
Po śniadaniu wsiadła z mamą do samoodu i razem pojeały do szkoły,
mijając po drodze Muzeum istorii,
warsztat, w którym pracowali meanicy oraz zakład afciarski.
Gdy dojeały na miejsce, na szkolnej ali zebrali się już łopcy
i dziewczęta, byli tam już rudy enio, mała Mialinka i wiecznie
zaspany ubert. Kiedy wszyscy byli gotowi, autokar z
roziotanymi dziećmi ruszył w drogę.
W autobusie rozbrzmiewały arcerskie pieśni. Kiedy kierowca
zaamował pod bramą zoo, wszyscy urtem pobiegli
oglądać zwierzęta, te owające się w dalszyczęścia ogrodu, jak i te wychodzące
ętnie do ludzi. Dzieci zobaczyły iocząceieny, duże ipopotamy, ińskie lamparty
i bardzo podobne do sów puacze. arcerze spędzili w ogrodzie zoologicznym długie
godziny, odząc i poznając istorie i zwyczaje zwierząt. Po zwiedzaniu wszyscy
zjedli obiad i wypili erbatę. ociaż bardzo
cieli zostać w zoo, musieli wsiąść
do autobusu i odjeać do swoi domów. Gdy wracali do domu, słońce
owało się już
za oryzontem. Wszyscy byli zmęczeni, ale szczęśliwi
i ętniepojealiby na taką wycieczkę jeszcze raz.